Rozmowa
z Mariuszem Szczygłem

TROCHĘ ŚWIEŻEGO POWIETRZA DO NASZYCH GŁÓW

 

W ramach Zamkowych Podróży Literackich gościliśmy w Zamku Książąt Pomorskich MARIUSZA SZCZYGŁA, znakomitego pisarza i reportażystę, laureata Europejskiej Nagrody Książkowej i Nike Czytelników, wnikliwego znawcę Czech. Było to okazją do rozmowy o naszych południowych sąsiadach, o ich kulturze, ale też i o Polakach.

Mirosław Witkowski: Twoje spotkanie na Zamku z czytelnikami poświęcone było Czechom. Jesteś autorem książek o naszych południowych sąsiadach. Czy któryś z czeskich pisarzy byłby w stanie podobnie wnikliwie napisać taką książkę o Polakach?

Mariusz Szczygieł: Takiej samej chyba nie, z tego powodu, że ja jestem oszczędny w słowach. Czescy pisarze są bardziej gadatliwi. Oni toną w orgii gadulstwa. Książka czeskiego pisarza o Polsce byłaby trzy razy grubsza. Czesi muszą mieć dużo słów, podobnie jak dużo tłuszczu w jedzeniu, wtedy czują się dobrze. Oszczędni są, gdy chodzi o pieniądze, w słowach nie.

Ciekawe, jaka byłaby książka o Polsce napisana przez Czecha? Tam nie ma autora, który by Polskę traktował poważnie. Nie ma żadnego publicysty, reportera, nie ma takiego pisarza, którego Polska wabiłaby jako temat. Czechów w ogóle Polska nie interesuje, poszczególnych Czechów może tak, ale generalnie – nie. Jest takie określenie czeskie, że jak coś jest nam obojętne, to Czesi mówią: „może mi być ukradzione”. Jeżeli, na przykład, nie interesuje cię jakiś malarz, rzeźbiarz, to mówisz o jego pracach: „mogą mi go ukraść”. I Polska może być Czechom ukradziona. Nawet się nie zorientują, że jej nie ma. Nie jesteśmy obiektem ich szczególnego zainteresowania. To jest miłość nieodwzajemniona, powiedziałbym – miłość naszego społeczeństwa. Czesi są bowiem, co wynika z badań, na pierwszym miejscu sympatii w Polsce, na drugim Słowacy. Niestety, ta sympatia jest jednostronna.

Inne kraje też się nami nie przejmują.

–  Oczywiście.

Co nas Polaków i Czechów łączy, a co dzieli?

–  Chyba łączy nas tylko to, że faceci mają wielkie brzuchy piwne. A poza tym nic. Pewnie dlatego, że w Czechach 80 procent społeczeństwa jest niewierząca. Już to nas generalnie różni. A ci, którzy wierzą, mają do wiary podejście zupełnie inne niż Polacy. Jak się porozmawia z wierzącym Czechem, to odnosi się wrażenie, że ma on więcej wiedzy na temat teologii niż wielu naszych księży. I jest to wiara, która nie została nabyta przez dziedziczenie, nie pochodzi od rodziców przekazujących wiedzę na ten temat, tylko z wyboru. Została nabyta samodzielnie. Jeśli ktoś zaczyna wierzyć jako dojrzały człowiek, to bardzo się interesuje tą wiarą. Wierzący Czesi są religijnie wykształceni, czego nie można powiedzieć o Polakach. Ich wiara jest żarliwa i świadoma. Natomiast niewierzący zachowują się często tak, że nam by włosy dęba stanęły.

Na prezentacji w Zamku Książąt Pomorskich pokazałem okładkę najpoważniejszego prawicowego tygodnika w Czechach – „Respekt”. Tygodnik ten zrobił okładkę z Janem Pawłem II reklamującym kiełbasę krakowską, gdzie kiełbasa tworzy krzyż razem z łyżką drewnianą. Jana Paweł II pokazuje znak, że to jest cymes. Ta okładka odnosi się do krytycznego tekstu o tym, jak złej jakości jedzenie Polacy sprzedają Czechom. Artykuł powstał po tym, kiedy pisano, że polskie firmy wędliniarskie wkładają sól drogową do wędlin. Czesi się tym bardzo przejęli, bo przyzwyczaili się kupować tanią żywność w Polsce. A przecież tanie nie oznacza, że dobre i zdrowe.

W Czechach jest możliwe, by poważny prawicowy tygodnik zrobił tak kontrowersyjną okładkę. Bardzo dużo nas dzieli, jak widać, w podejściu do pewnych tematów. Oni prawie nie mają tematów tabu.

Czesi i Polacy od dawien dawna żyją przez granicę obok siebie, dlaczego więc się tak różnimy?

–  Różni nas Kościół. W Czechach Kościół nie działa tak jak u nas. Mój znajomy, ksiądz Zbigniew Czendlik, Polak z Chorzowa, który jest księdzem w Czechach – wyszła teraz książka, wywiad rzeka z nim pod tytułem „Bóg nie jest automatem do kawy” – w ogóle nie zakłada tam sutanny. Ksiądz Czendlik uważa, że w sutannie byłby śmieszny w Czechach. Kiedy pewnego razu założył sutannę i wyszedł na ulicę, ludzie uważali, że jest z teatru albo jest drag queen. Jak mężczyzna może chodzić w takiej sukni? Dlatego też gdyby założył sutannę nie miałby w Czechach żadnego autorytetu.

Ksiądz Czendlik uważa, że trzeba chodzić bez sutanny, bez koloratki, ale dawać przykład swoim życiem. I według niego, to jest najważniejszym zadaniem księdza: zdobyć autorytet w swojej parafii. Nie poprzez swój wygląd, kreowanie się na jakąś nieziemską postać, ale przez uczciwą pracę na rzecz swojej parafii i swoich wiernych.

Wkrótce ukaże się twoja nowa książka. O czym ona będzie?

–  Nie będzie o Czechach. Są tam tylko dwie historie czeskie. Jedną z bohaterek tego wątku będzie czeska poetka, a inni to albański malarz, ukraiński żołnierz, polska księgowa, węgierski właściciel sklepu ze starociami. Już nie chcę pisać o Czechach. Napisałem o Czechach wszystko, co mogłem, ale trudno uciec od kontekstu czeskiego. Bardzo bym chciał pokazać, że może istnieć jakiś naród, od którego moglibyśmy się czegoś nauczyć (choć nie jestem pewny, czy to możliwe), że nie należy się napinać, a wielkie słowa i wysokie ‘C’ wcale nie są nam potrzebne. Warto się zastanowić, czy jak się bardzo napuszamy, to czy za chwilę nie należałoby trochę wypuścić tego powietrza. Czesi wychodzą z założenia, że mają jedno życie. A my mamy dwa, prawda? Jako Polacy wierzący – jedno na ziemi i drugie tam, w niebie. Tu możemy żyć byle jak, bo tam będzie lepiej, tam jest metafizyczna perspektywa. Jak nie uda się na ziemi, to tam się uda. A większość Czechów wierzy, że jest tylko jedno życie, więc muszą je wykorzystać najlepiej jak można, wycisnąć z niego to, co najlepsze. Mniej się przejmują głupotami i bardziej życie doceniają. Oni widzą wartość egzystencji tu i teraz, unikając życia z wielką historią w tle. Nie żyją przeszłością przez duże P, nie myślą o życiu w niebie.

Jak powstawało państwo czechosłowackie, które jest starsze od naszego państwa o miesiąc, to poproszono najpopularniejszego wówczas czeskiego malarza Alfonsa Muchę, by zaprojektował pierwsze banknoty czeskie. I kogo umieścił na tych banknotach? Wszyscy zazwyczaj myślą, że królów i władców albo rycerzy. A figę prawda. Na banknocie 20-koronowym umieścił postać swojej córki, na 100-koronowym swojej żony. Córce powiedział, że jak będzie grzeczna, to da ją na banknot o nominale 50 koron. I to jest ta różnica między Czechami a Polakami. Kultura czeska to takie antypody kultury polskiej.

A ty jakie wizerunki na banknotach polskich widziałbyś najchętniej?

–  Najchętniej bym widział w Polsce banknoty euro. Cechuje nas zbytni etnocentryzm. Wydaje mi się, że my w naszym życiu, tak jak dziś obserwuję dominujący nurt narracji, traktujemy wszystko zbyt poważnie, a najpoważniej samych siebie. Ja bym życzył wszystkim, żebyśmy wpuścili trochę świeżego powietrza do swoich głów. Żebyśmy spuścili z tonu. Żyjemy z jakimś przedziwnym imperatywem, który narzuca nam ogląd biały albo czarny. Oto nawet ja łapię się na tym, że mówię o cudach Jana Pawła II, a przecież, jako niewierzący, powinienem mówić jak Czesi o „tak zwanych cudach” Jana Pawła II. W Polsce nawet ateista ma spojrzenia katolika. Nawet ja powinienem się zreformować, nie tylko my wszyscy jako społeczeństwo.

 

Rozmawiał: Mirosław Witkowski