Opowieści i legendy

Procesy o czary

            W początkach XV wieku dotychczasowy umiar i sceptycyzm wobec rzekomych praktyk magicznych został zastąpiony wiarą w istnienie spisku inspirowanego przez samego szatana i realizowanego przez „sektę czarownic”. Gorliwi inkwizytorzy domagali się, aby w przepisach prawnych uprawianie czarów zrównano z herezją. Wyjątkowym zapałem wyróżniał się niemiecki dominikanin, Heinrich Institoris (właśc. Heinrich Krämer). Przypuszcza się, że odegrał on ważną rolę w przekonaniu papieża Innocentego VIII do wydania w 1484 Summis desiderantes affectibus („Pragnąc najgoręcej”) poszerzającej zakres działań inkwizycji w ściganiu czarownic i czarowników. Praktycznym komentarzem i rozwinięciem papieskiej bulli był napisany przez tegoż Heinricha Krämera wspólnie z Jakubem Sprengerem, Malleus Maleficarum („Młot na czarownice”), wydany w Kolonii w 1487. Autorom traktatu, na mocy papieskiej bulli, powierzone zostały obowiązki inkwizytorów:  Institorisowi w diecezjach południowoniemieckich a Sprengerowi na północy Niemiec. Wykorzystując zdobyte tam doświadczenia omówili w swoim dziele wszelkie odmiany zbrodni jakich dopuszczają się czarownice oraz sposoby ich wykrywania, sądzenia i pozbywania się. Do połowy XVII wieku Melleus maleficorum doczekał się kilkudziesięciu wydań, stając się najważniejszym podręcznikiem postępowania wobec czarownic, zarówno w krajach katolickich jak i protestanckich. Surowe kary za uprawianie magii przewidywał także cesarski kodeks karny Constitutio Criminalis Carolina (1532).

            O czary oskarżano przedstawicieli wszystkich stanów społecznych: od wiejskich zielarek po członków rodzin panujących. Oskarżane były nawet kilkuletnie dzieci – w alzackim Molsheim w 1630 stracono troje ośmioletnich dzieci, dwóch chłopców i dziewczynkę, a zdarzało się, że przed sądami stawały nawet pięciolatki. Dzieło Kremera i Sprengera utrwaliło przekonanie, że czary to domena kobiet, ponieważ kobieta, „jako istota zła z natury”, łatwo ulega diabelskim podszeptom. Według piętnastowiecznego kaznodziei Geilera z Kaiserbergu na jednego oskarżonego mężczyznę przypadało dziesięć czarownic, chociaż w niektórych częściach Europy (np. Islandia, Estonia większość stanowili mężczyźni).

            Do wszczęcia postępowania sądowego wystarczyło oskarżenie złożone przez dwóch świadków, zgodnych co do faktu uprawiania czarów lub tak zwane „powołanie” czyli wymienienie jako współwinowajcę przez przesłuchiwane „czarownice”.

          Według ówczesnych wpływowych prawników „samo podejrzenie o czary wystarczało do zastosowania tortur” (Jean Bodin), jednak podręczniki dla prowadzących przesłuchanie zalecały aby najpierw sędzia lub inni „godni ludzie” skłonili oskarżoną do dobrowolnego przyznania się, obiecując nawet złagodzenie kary. Zanim oskarżona stanęła przed obliczem sądu w oddzielnym pomieszczeniu była rozbierana „przez uczciwe kobiety o dobrej reputacji”, aby „sprawdzić czy nie posiada  jakiegokolwiek narzędzia czarów wszywanych w ubrania”. W obecności oskarżonej kat prezentował narzędzia tortur. Jeżeli te środki perswazji psychicznej nie doprowadziły do przyznania się przystępowano do właściwego „badania” czyli tortur.

              Niektóre z tortur były pomyślane tak aby nawiązując do tradycji zarzuconych już w XIII w. ordaliów być przesłanką dla sądu o winie lub niewinności oskarżonej. Do tej grupy należała przede wszystkim próba zimnej wody – czyli pławienie. Jeśli oskarżona była niewinna tonęła, bowiem wierzono, że woda nie przyjmie istoty nieczystej[1]. Kolejną próbą-torturą było poszukiwanie diabelskich znaków, którymi szatan znaczy swoich wyznawców na sabacie. Były to miejsca nieczułe na ból – w ich poszukiwaniu nakłuwano całe ciało, szukano też znamion o nietypowych kształtach, przypominających np. ślad zająca, ropuchę, pająka lub dodatkowa brodawkę sutkową, którą ssać miały demony. Diabelskie znamiona mogły być rozmieszczone na różnych częściach ciała – uważano jednak, że u kobiet przeważnie na piersiach lub w miejscach intymnych. Wstrzymywanie się od wyznania, tłumaczono posiadaniem diabelskiego daru milczenia, wtedy sędzia miał „przywołać ją do prawdziwych łez”. Wiedźmom bowiem nie jest dana łaska łez która dana jest skruszonym penitentom. Podczas „badania” oskarżona miała zawiązane oczy, by swoim spojrzeniem nie rzucić uroku na sędziów. Kiedy próby wskazywały na winę, a oskarżona nadal jej zaprzeczała, kat przystępował do stosowania „ostrych środków”, aby wymusić przyznanie się i wskazanie współwinnych. Wobec domniemanych czarownic stosowano narzędzia tortur takie same jak w pozostałych śledztwach. Budzące grozę opowieści o najeżonych kolcami norymberskich dziewicach czy krzesłach czarownic są dziś trudne do zweryfikowania. Z pewnością stosowano śruby do zgniatania kciuków, imadła  do nóg, brony do rozciągania, kozły do chłosty. Jedną z najboleśniejszych tortur było tzw. podwieszanie, lub podciąganie powodujące wyrywanie ramion z torebek stawowych. Tortury można było stosować trzykrotnie i jednorazowo nie mogły trwać dłużej niż godzinę, nie można ich było stosować wobec ciężarnych i wobec dzieci do 14 roku życia. Wyznanie złożone na torturach musiało być powtórzone dobrowolnie. Jeżeli oskarżony odwoływał wcześniejsze przyznanie całą procedurę rozpoczynano od nowa. Przesłuchanie prowadzono według wcześniej przygotowanego formularza, pytania z góry zakładały winę oskarżonego. Jeżeli oskarżony umierał w trakcie tortur widziano w tym znak interwencji szatana, który nie dopuścił do wyrażenia skruchy przez grzesznika.

            Przyznanie się i złożone wyjaśnienia o popełnionych niegodziwościach traktowano jako dowód winy uzasadniający wydanie wyroku skazującego na śmierć. Wyrok wykonywano przez spalenie na stosie, z wyjątkiem Anglii gdzie czarownice i czarowników wieszano. Aktem łaski było ścięcie lub uduszenie. Należy też odnotować, że nie wszystkie procesy kończyły się wyrokiem skazującym, przyjmuje się, iż egzekucją kończyło się średnio 48% rozpraw.

            Zapewne nigdy nie będzie możliwe podanie choćby przybliżonej liczby ofiar procesów o czary. Często uczestnicy polowań na czarownice przechwalali się zawyżoną ilością swych ofiar. Niektórzy badacze przyjmując bezkrytycznie przesadne relacje pisali o nawet kilku milionach egzekucji. Szczegółowe badania naukowe, pozwalają oszacować ilość osób, które zostały oskarżone o czary pomiędzy XVI a XVIII wiekiem na 100-110 tysięcy, z których około 60 tysięcy zostało straconych[2].

 

 

[1] J. Wijaczka, Próba zimnej wody(pławienie) w oskarżeniach i procesach o czary w państwie polsko-litewskim w XVI-XVIII wieku, Odrodzenie i Reformacja w Polsce, LX, 2016, s. 74-75

[2] B.P. Levack, Polowanie na czarownice w Europie wczesnonowożytnej, przekł. E. Rutkowski, Wrocław-Warszawa-Kraków 1991, s.30-33.

              Niektóre z tortur były pomyślane tak aby nawiązując do tradycji zarzuconych już w XIII w. ordaliów być przesłanką dla sądu o winie lub niewinności oskarżonej. Do tej grupy należała przede wszystkim próba zimnej wody – czyli pławienie. Jeśli oskarżona była niewinna tonęła, bowiem wierzono, że woda nie przyjmie istoty nieczystej[1]. Kolejną próbą-torturą było poszukiwanie diabelskich znaków, którymi szatan znaczy swoich wyznawców na sabacie. Były to miejsca nieczułe na ból – w ich poszukiwaniu nakłuwano całe ciało, szukano też znamion o nietypowych kształtach, przypominających np. ślad zająca, ropuchę, pająka lub dodatkowa brodawkę sutkową, którą ssać miały demony. Diabelskie znamiona mogły być rozmieszczone na różnych częściach ciała – uważano jednak, że u kobiet przeważnie na piersiach lub w miejscach intymnych. Wstrzymywanie się od wyznania, tłumaczono posiadaniem diabelskiego daru milczenia, wtedy sędzia miał „przywołać ją do prawdziwych łez”. Wiedźmom bowiem nie jest dana łaska łez która dana jest skruszonym penitentom. Podczas „badania” oskarżona miała zawiązane oczy, by swoim spojrzeniem nie rzucić uroku na sędziów. Kiedy próby wskazywały na winę, a oskarżona nadal jej zaprzeczała, kat przystępował do stosowania „ostrych środków”, aby wymusić przyznanie się i wskazanie współwinnych. Wobec domniemanych czarownic stosowano narzędzia tortur takie same jak w pozostałych śledztwach. Budzące grozę opowieści o najeżonych kolcami norymberskich dziewicach czy krzesłach czarownic są dziś trudne do zweryfikowania. Z pewnością stosowano śruby do zgniatania kciuków, imadła  do nóg, brony do rozciągania, kozły do chłosty. Jedną z najboleśniejszych tortur było tzw. podwieszanie, lub podciąganie powodujące wyrywanie ramion z torebek stawowych. Tortury można było stosować trzykrotnie i jednorazowo nie mogły trwać dłużej niż godzinę, nie można ich było stosować wobec ciężarnych i wobec dzieci do 14 roku życia. Wyznanie złożone na torturach musiało być powtórzone dobrowolnie. Jeżeli oskarżony odwoływał wcześniejsze przyznanie całą procedurę rozpoczynano od nowa. Przesłuchanie prowadzono według wcześniej przygotowanego formularza, pytania z góry zakładały winę oskarżonego. Jeżeli oskarżony umierał w trakcie tortur widziano w tym znak interwencji szatana, który nie dopuścił do wyrażenia skruchy przez grzesznika.

            Przyznanie się i złożone wyjaśnienia o popełnionych niegodziwościach traktowano jako dowód winy uzasadniający wydanie wyroku skazującego na śmierć. Wyrok wykonywano przez spalenie na stosie, z wyjątkiem Anglii gdzie czarownice i czarowników wieszano. Aktem łaski było ścięcie lub uduszenie. Należy też odnotować, że nie wszystkie procesy kończyły się wyrokiem skazującym, przyjmuje się, iż egzekucją kończyło się średnio 48% rozpraw.

            Zapewne nigdy nie będzie możliwe podanie choćby przybliżonej liczby ofiar procesów o czary. Często uczestnicy polowań na czarownice przechwalali się zawyżoną ilością swych ofiar. Niektórzy badacze przyjmując bezkrytycznie przesadne relacje pisali o nawet kilku milionach egzekucji. Szczegółowe badania naukowe, pozwalają oszacować ilość osób, które zostały oskarżone o czary pomiędzy XVI a XVIII wiekiem na 100-110 tysięcy, z których około 60 tysięcy zostało straconych[2].

 

 

[1] J. Wijaczka, Próba zimnej wody(pławienie) w oskarżeniach i procesach o czary w państwie polsko-litewskim w XVI-XVIII wieku, Odrodzenie i Reformacja w Polsce, LX, 2016, s. 74-75

[2] B.P. Levack, Polowanie na czarownice w Europie wczesnonowożytnej, przekł. E. Rutkowski, Wrocław-Warszawa-Kraków 1991, s.30-33.