Rozmowa z Edwardem Linde-Lubaszenko
Znakomitego aktora filmowego i teatralnego EDWARDA LINDE-LUBASZENKO gościliśmy w Zamku Książąt Pomorskich podczas ostatniego przed wakacjami spotkania Szczecińskiego Salonu Poezji. Przed spotkaniem rozmawialiśmy z aktorem o roli poezji dziś, w czasach techniki cyfrowej, kiedy wszystko dzieje się szybko i podlega żarłocznej komercji, a poezję nierzadko uważa się za elitarny, zbyteczny anachronizm.
CZY POEZJA JEST POTRZEBNA?
Czy poezja jest nam do czegoś potrzebna? Wydaje się, że teraz ludzi interesują bardziej przyziemne sprawy.
– Niebezpieczne jest używanie uogólnienia „nam”. Nigdy nie czytali wszyscy. Teraz zmieniły się proporcje, więcej jest ludzi o wybitnych zainteresowaniach, jak i tych, którzy są pospolici. Wciąż są tacy, którzy w zaciszu domowym mogą się nad sobą i nad światem zastanowić, a poezja w tym doskonale pomaga. Dziś jest wokół nas hałas i wielu ludzi ma w głowie „szarą pstrokaciznę”, nie wie co jest poezją, a co nią nie jest. Utożsamiają wiersz z czymś, co jest napisane wierszem, a nie zawsze to jest poezja. Kiedy Bob Dylan dostał nagrodę Nobla, ta granica jeszcze bardziej zaczęła się zacierać.
Czy na pewno nikt nie czyta? Czyta. Są ludzie, którzy czytają, czego potwierdzeniem jest to, że na targach książki z powodzeniem handluje się tomikami poezji. Natomiast, według mnie, brakuje miejsc dla prezentacji poetyckich, różnorodnych imprez poetyckich. Kiedyś uczestniczyłem w kabarecie studenckim Kalambur, który miał scenę poezji oraz scenę jednoaktówek. Organizowaliśmy, co cieszyło się wielkim powodzeniem, noce jazzu i poezji. Był to początek lat 60. Wtedy była inna młodzież, bardziej głodna zachodniej kultury, także poezji. Jazzmani przychodzili grać. To było novum – scalenie różnorodnych propozycji. Ludzie poważniej podchodzili do nauki, do poznania swojego wnętrza.
Poezja odpowiada na pewne zapotrzebowanie, pomaga więcej dowiedzieć się o człowieku. Studiowałem przez sześć semestrów medycynę, co zaspokajało moją ciekawość, jak funkcjonuje człowiek. Natomiast jak funkcjonuje w tej subtelnej materii: uczuć, odczuć, wrażeń – ciekawość moją zaspokajała poezja. Teraz ludzie mają dostęp do wielu informacji, i poezja wydaje się im zbędna. Wielu tak myśli, ale nie wszyscy. Jest grupa ludzi, która interesuje się poezją tylko ze względów snobistycznych, a w rezultacie czyta.
Jak więc można dziś, w takich warunkach, jakie pan przedstawił, dotrzeć do ludzi ze słowem, z poezją? Teraz w komunikacji między ludźmi słowa zastępowane są już emotikonami, ikonami.
– Postępuje ubóstwo językowe i jest mało sprzyjająca atmosfera, by zainteresować poezją młodych. Ludzie potrafią zadowolić się paroma słowami, paroma hasłami. Wysyłając SMS-a wystarczą dwa słowa. Słownictwo używane przez poetów jest coraz bardziej obce współczesnemu człowiekowi, to już w gruncie rzeczy obcy język. Dobrze widać to w piosence, gdzie dominuje jeden motyw. Dawniej było rozwinięcie, wątek, który sprzyjał uczuciu. Oddanie tego nastroju wymagało wielu słów, a więc przygotowania werbalnego.
Jak ludzie mogą dziś siebie rozumieć, jeśli nie rozumieją znaczenia słów? Przykład. Resentyment oznacza, tak jest to przyjęte w innych językach, niechęć, urazę, nieprzyjazne uczucie. Natomiast my jesteśmy jedynym krajem w Europie, który używa tego słowa w znaczeniu określającym nawrót sentymentu, powrót sympatycznych uczuć. „Uważajcie bo będzie resentyment komunistycznych poglądów”, czyli nawrót sympatii do komunizmu. To jest absurd. A co dopiero zrozumieć skomplikowane emocje i przeżycia. Dziś rozmowa sprowadza się do prostych komunikatów. To skraca porozumienie między ludźmi, upraszcza je i czyni prostackim.
Piosenka może jednak pomóc dotrzeć do poezji. Znam wielu miłośników poezji, którzy pokochali ją dzięki utworom Niemena czy Grechuty.
– Tak, ale trzeba znaleźć atrakcyjną formę. Jakakolwiek dobra to byłaby forma, musi zawierać jakiś niezbędny zasób słów, nie trzydzieści sześć, ale np. osiemset. Był czas, gdy muzycy polscy całą swoją uwagę koncentrowali na pięknej polskiej mowie. Człowiek potrzebuje wzniosłych przeżyć, do czego potrzebne są właściwe słowa.
Ale dziś młodzież przepada jednak za utworami w konwencji hip-hopu, gdzie, owszem, dominuje słowo, ale zupełnie inne, przeważnie wulgarne albo bliskie prostej rymowanki.
– Wie pan z czego się to wzięło? Z seksu. Język miłosny zasklepił się w swojej podniosłości. Kiedyś, jako student medycyny, chciałem zostać seksuologiem, uczestniczyłem nawet w spotkaniach seksuologów i ich pacjentów. W latach 60. wszyscy ci ludzie twierdzili, że nie ma w Polsce języka erotycznego, języka do łóżka, bezpośrednio płciowego. Wystąpiłem wtedy z wnioskiem, że jest taki język, ale zawłaszczył go rynsztok. Jeden z wybitnych polskich poetów powiedział mi kiedyś, że słowa są bezbronne, tylko my je nasycamy emocjonalną, kulturową treścią. To samo słowo można wypowiedzieć na różne sposoby, np. „kocham cię” powiedzieć wulgarnie, z ładunkiem nienawiści. Słowa uważane dziś za rynsztokowe, w staropolszczyźnie były zwyczajnie używane w codziennym języku. Postulowałem, by odebrać rynsztokowi słownictwo i zacząć wprowadzać je do powszechnego użytku, na salony. Ale to się nie przyjęło w naszym pruderyjnym kraju. Teraz młodzieżowa „poetyka” używa tego języka do bulwersowania i podsycania agresji z powodu pobudzenia seksualnego. A przecież tam bywają piękne słowa, które określają narządy, odczucia, techniki.
A może nasz język w ogóle stał się brutalny, co widać w życiu politycznym?
– To widocznie oddziaływanie amerykańskie, bo oni wszystko upraszczają. Anglicy, Francuzi zawsze mówili inaczej. Fascynacja prostotą amerykańską nas zubaża. Jesteśmy zakochani w ich dolarze i w sposobie ich mówienia. Według nich wszystko jest dozwolone, o ile nie jest obwarowane przepisami prawa. Człowiek nie jest aniołem, ma w sobie dużo zła.
Podczas Szczecińskiego Salonu Poezji, na który zostałem zaproszony, będę prezentował Baudelaire’a, autora słynnego tomiku poetyckiego „Kwiaty zła”. Dzisiaj hodujemy kwiaty zła dookoła siebie. Ja nie jestem pięknoduchem, też mam wiele na sumieniu. Ale potrafię docenić podniosłe chwile. Może przez aktorstwo, przecież stale uczę się tekstu, muszę mieć bogaty zasób słów. Potrafię wyrazić skompilowane uczucia i od razu rozumiem kontekst, kiedy ktoś do mnie mówi w ten sam sposób.
Telewizja, w ogóle media nie pomagają w krzewieniu pięknej mowy. Raczej zaniżają poziom.
– Zdecydowanie tak. W szkole uczono mnie języka francuskiego, poznałem literaturę francuską. Jest subtelniejsza od amerykańskiej, a nawet anglosaskiej. Kiedy uczyłem się geografii, mówiono o Anglii, że to „kraj, w którym nie zachodzi słońce”. Świat był otoczony pasem angielskich kolonii i posiadłości. To się zmieniło w latach 60. Oni czują się zdobywcami, jak więc mogą uczyć się obcej kultury. Amerykanie też czują się zdobywcami świata. Niech pan zobaczy, co mówi Trump – ma być tak, jak ja mówię i koniec. Jak w takim kraju język ma być pełen subtelności? Niech pan zobaczy, jak ludzie do siebie się zwracają, choćby w filmach. Młodzież to przyjmuje, bo to jest łatwiejsze, niczego się nie trzeba uczyć, niczego nie trzeba czytać, tylko znać 15-20 słów.
Wygląda to trochę tragicznie.
– Niekoniecznie. Wszystko zależy od tego, kiedy środowiska odpowiedzialne za język opamiętają się, ponieważ dość już niszczenia słów, poematów, poezji. To zubaża ludzi, którym potrzeba miejsca na refleksję, by mogli pięknem się zachwycać. Proszę zobaczyć jak było u Szymborskiej, u której nawet kot był postacią ważną w życiu. I gdzie tu miejsce na poezję, skoro dominuje prosta i prymitywna walka o byt? Brak poezji sprawia, że człowiek utwierdza się w swoim okrucieństwie i bezmyślności. Tu nie chodzi o to, jak zachować się przy stole lub nie potrącać w przejściu. Chodzi o imponderabilia.
Uczyć się dobrego zachowania zaczynamy od siebie. Podobnie kontakt z poezją powinien zacząć się od siebie. Niech to będzie choćby przez muzykę, przez śpiew. Bob Dylan dostał Nobla, więc chociażby przez jego teksty zacznijmy docierać do poezji. Rozumiem intencje przyznania tej nagrody – chodziło o pomoc osobom zdezorientowanym, by krok po kroku szły w tym kierunku. To moim zdaniem mądre posunięcie. To takie wyjście naprzeciw ludziom, by wszczepić im trochę kultury.
Rozmawiał: Mirosław Witkowski
Zdjęcia Zbigniew Załuski