Krzesanie ognia na zamku

Krzesanie ognia na zamku  

Tradycja Nocy Kupały z Drużyną Grodu Trzygłowa

Rozmowa z Igorem Górewiczem ukazała się w “Zamkowych Propozycjach Kulturalnych”  w 2013 roku przy okazji organizowanego w czerwcu na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie corocznego widowiska Nocy Kupały. W tym roku, z powodu ograniczeń spowodowanych pandemią Covid-19, Noc Kupały będzie wyglądać nieco inaczej. Warto jednak przypomnieć tę rozmowę, by wyjaśnić, co to jest Noc Kupały, skąd się wzięła i do jakiej tradycji nawiązuje.

Z Igorem Górewiczem, wojewodą drużyny Grodu Trzygłowa, rozmawia Mirosław Witkowski

Drużyna Grodu Trzygłowa raz jeszcze zaprezentuje na zamkowym dziedzińcu swoje barwne inscenizacje. Co konkretnie szczecinianie zobaczą?

– Noc Kupały polega na corocznej powtarzalności, odnoszącej się do historycznej tradycji. Dla uczestników tego święta coroczna cykliczność okazuje się niezbędna, ponieważ stanowi esencję i markę festiwalu Nocy Kupały. Należy do niej wciąż żywa tradycja – obrzędy związane z ogniem i wodą. Jest to magiczne krzesanie świdrem ogniowym tzw. żywego ognia, nieskażonego dotykiem żelaza.

Wielu Słowian nazywało Kupałę „świętem kresu”, ale to nie odnosiło się do jakiegoś końca, lecz do krzesania właśnie. Tego dnia nasi przodkowie wygaszali ognie, które przez cały rok płonęły w ich domach, by krzesać je na nowo, krzesać świeży, właśnie ten żywy ogień.

Coroczny festiwal Nocy Kupały na zamkowym dziedzińcu to, poza obrzędami nawiązującymi do starej tradycji, również koncerty ze znakomitym Percivalem na czele. Gościliśmy artystów wykonujących archaiczny śpiew słowiański i wiele innych zespołów. Wielokrotnie gościły u nas grupy z niemieckiego Torgelow.

Na Noc Kupały zjeżdżają corocznie stanowiska rzemieślnicze. Ogromną popularnością cieszą się scenki z elementami walk wojów, jest to zamkowy gwóźdź programu przyciągający rzesze widzów. Wieczorem, jak co roku, jest konkurs na najpiękniejszy wianek i barwny pochód nad Odrę, by połączyć żywioły, a wianki spławić ku morzu.

Dlaczego tradycja Nocy Kupały jest tak bliska Drużynie Grodowi Trzygłowa?

– Celem Drużyny jest zgłębianie i popularyzowanie spuścizny słowiańskiej, jej ducha i materii oraz historii i kultury. Któż ma o nas mówić, jeśli nie my sami? Jeśli chcemy poczuć się atrakcyjni dla świata to musimy pokazać, co jest dla nas atrakcyjne i co jest unikatowe. Taka jest właśnie słowiańska kultura – unikatowa w swej formie. Jej istotą jest niewywyższanie się nad inne kultury, ale docenienie własnej. Postrzegani będziemy w ten sposób jako oryginalni i warci poznania. Robi to Drużyna Grodu Trzygłowa od wielu lat jeżdżąc po festiwalach wczesnośredniowiecznych całej Europy i wielu innych zakątkach świata.

Lata temu zapukałem do zamkowych bram z propozycją wskrzeszenia tej tradycji i spotkałem się z ciepłym przyjęciem oraz dużym zaufaniem. Początek był skromny, ale Zamek dojrzał potencjał tej imprezy. Zamkowa Noc Kupały szybko nabrała rozmachu, stając się flagową imprezą nie tylko dla samego Zamku, ale też dla naszej Drużyny Grodu Trzygłowa.

Spowodowaliśmy – oczywiście nie sami – modę na Słowian, obok Wikingów, którzy już przeszło sto lat temu stworzyli wokół siebie znakomity PR. W 2005 roku zostałem poproszony, by obrzęd Kupały pokazać w Islandii, co też z nieskrywaną satysfakcją zrobiłem. Zostało to przyjęte z podziwem dla naszej słowiańskiej kultury.

Prasa norweska pisała też o twoich sukcesach w krzewieniu kultury słowiańskiej. Grałeś w wielkobudżetowych fabularnych filmach polskich i hollywoodzkich oraz w filmach paradokumentach. Ten medialny sukces przekłada się pewnie na kształt pokazów?

–  Moja ostatnia wizyta w Norwegii znalazła oddźwięk w mediach regionalnych, ale związane z nią przedsięwzięcie, milenium miasta Sarpsborg, o którego współorganizowanie zostałem poproszony, rzeczywiście może przykuć uwagę całej Norwegii. Sporo różnych działań, zarówno związanych z Drużyną Grodu Trzygłowa jak też z Jomsvikingami, stało się moim udziałem, począwszy od pracy dla filmu do oprawy wielkich przedsięwzięć muzycznych. Niewiele wspólnego ma to jednak z popularnością, i na szczęście. Rozpoznawalny jestem tylko przez środowiska zainteresowane historią. To raczej wysoki poziom naszych inscenizacji i idea szerząca braterstwo i współpracę, przełożyły się na zbudowanie marki rozpoznawalnej na kilku kontynentach. Zgłaszają się aktywiści z Turcji, Sycylii i Ameryki Południowej z propozycją przyłączenia się do działań Drużyny Grodu Trzygłowa. Z pewnością zdobyte przez nas doświadczenie daje pewność siebie podczas pokazów i uczy, niezbędnych przy tej okazji, reakcji spontanicznych.

Opowiedz o Drużynie Grodu Trzygłowa. Jak można do niej wstąpić i czy jest to łatwe?

–  To wcale nie jest łatwe. W przeciwnym razie byłyby nas setki. Wybieramy tych, którzy gotowi są na poświęcenie i wielką przygodę. Oczywiście, jesteśmy otwarci, zgłaszać się można w każdej chwili. Zachęcamy jednak, by dać sobie czas, by upewnić się, czy taka aktywność naprawdę odpowiada każdemu chętnemu. Warto upewnić się też, czy kandydatura jest przydatna i miła. Nie każdy zostaje dłużej niż na jeden, dwa, trzy treningi, które są ogromnie wyczerpujące fizycznie.

Z tych osób, które poważniej tym się zajmą, zostaje jedna na czterech, pięciu chętnych. I oni zostają z nami na lata. W tej chwili mamy trochę „młodych”, to w zasadzie są dwie kategorie wiekowe – wcześni dwudziestolatkowie oraz panowie między trzydziestką a czterdziestką. Rozpiętość wiekowa starych członków sięga od 25 do 65 lat, nie licząc dzieci. Nie każdy oczywiście musi być wojem, formy uczestnictwa są przeróżne, choć faktycznie DGT to przede wszystkim drużyna, a więc formacja bratersko-wojskowa.