Mamy czasy, w których nastąpiło przesunięcie wielu wartości. Staramy się żyć racjonalnie i w przyśpieszonym tempie. Wydaje się, że poezja nie pasuje do naszych czasów, że jest bezproduktywna i anachroniczna. Czy poezja jest nam potrzebna? O odpowiedź na to ważne pytanie poprosiliśmy Maję Komorowską, którą gościliśmy w Zamku Książąt Pomorskich na spotkaniu autorskim.
Maja Komorowska jest jedną z największych polskich aktorek teatralnych i filmowych. Parokrotnie gościła w Zamku Książąt Pomorskich w ramach Szczecińskiego Salonu Poezji. Związana jest przede wszystkim z Teatrem Współczesnym w Warszawie, jednak szerokiej publiczności znana jest głównie z kina, grała m.in. w filmach Kieślowskiego, Zanussiego, Wajdy, Zaorskiego. W latach 1991-2016 była profesorem Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie. Poniższa rozmowa ukazała się w Zamkowych Propozycjach Kulturalnych w 2012 r.
Z Mają Komorowską rozmawia Mirosław Witkowski
W tym rozpędzonym świecie trudno jest zatrzymać się, a poezja tego wymaga. To trudne, ale konieczne, w przeciwnym razie coś w nas obumrze i skończy się nasza wrażliwość. To jest tak jak z muzyką: jeżeli przestajemy słuchać muzyki Chopina, Beethovena, Bacha, to potem trudno jest do niej wrócić. Musi się znaleźć w nas jakiś rejestr, który to obejmuje, jakaś wewnętrzna potrzeba. Jeżeli nie, to nasza wrażliwość umyka. Podobnie z poezją: jeżeli nie czytamy poezji to jej potrzeba zanika. Ze swojego doświadczenia wiem, uczestnicząc w wielu spotkaniach, na których czytam wiersze, że ludzie przychodzą i z czasem zainteresowanie poezją rośnie. Ludzie nabierają wrażliwości i odkrywają, że poezja jest naprawdę ciekawa i im potrzebna. Język poezji nie jest sztuczny i nie jest sztucznie wykreowanym światem, lecz jest wyrazem naszej wewnętrznej łaski. Poezję trzeba nam rozbudzać – mówi Maja Komorowska.
Ale jak to robić?
– Mnie się wydaje, że ważny jest powrót. Teraz, z tego co wiem, nie uczy się w szkole pasji do poezji. Najważniejszy jest więc powrót do czytania wierszy. Młodzież powinna włożyć tę poezję w siebie, czyli jej wysublimowaną formą napełnić głowę, swoje uczucia. Dopiero takie nauczanie może wyrobić wrażliwość. W ten sposób młodzi ludzie będą odczuwali większą potrzebę poezji. Wiersze mają tę niezwykłość, że w krótkiej formie, symbolicznym kształcie języka, próbują dotknąć nasz świat i naszych przeżyć. Odnoszę wrażenie, że nasze życie to lot i na czas trzeba zdążyć, by poezję pochwycić. Tylko wtedy to życie będzie dobrze przeżyte. Bez metafizyki języka ono nie ma sensu. Wiersz ma dużą siłę, szczególnie kiedy czytamy wybitnych poetów – Szymborską, Miłosza, Herberta i wielu innych. Od lat interpretuję księdza Jana Twardowskiego i księdza Janusza Pasierba, a ostatnio wróciłam do tekstów Słonimskiego – i tak to właśnie postrzegam.
Kto jest dla pani najważniejszym poetą?
– Chciałabym uniknąć stopniowania ważności, ale na pewno szczególnie ważnym dla mnie poetą jest Cyprian Kamil Norwid. W jego poezji jest wszystko. To wielki poeta i mistyk.
Jak jeszcze można dotrzeć z poezją do ludzi?
– Tak jak wspominałam, należy zacząć od szkoły. Proces uwrażliwiania młodych ludzi powinien zacząć się w szkole, a potem na studiach. Młodzież za mało wynosi ze szkoły, a czerpie wiedzę – powierzchowną wiedzę – z Internetu.
Wszystkich nakłaniam stale do posługiwania się językiem poezji. Miałam takie spotkanie, na którym obecni byli ojcowie duchowni z różnych miast. Posługiwałam się przykładami poezji księdza Twardowskiego, księdza Pasierba, Herberta, Norwida. Powiedziałam, że nawet z jednego wiersza, choćby z „Litanii” norwidowskiej, wiele mogłoby być mądrych kazań, ponieważ jest w tym tekście przeogromny ładunek.
Jak dotąd nie robi się zbyt wiele, by dotrzeć z poezją do ludzi.
– Nie jest tak, że nic się nie robi. Moje przyjazdy tutaj, i do wielu innych miejsc w kraju i zagranicą, świadczą o tym, że wrażliwość na poezję nie zanika. Widzę, że nierzadko ludzie na to czekają. Wielu moich kolegów robi podobnie – jeżdżą i czytają poezję. W listopadzie jadę do Lwowa, bo jak mam czas, a nie gram spektakli, to jadę, by przybliżyć ludziom poezję. To co wy robicie w Zamku, to najlepszy dowód, że coś dobrego robi się w tym względzie. Natomiast w szkołach musieliby wykonywać to ludzie, którzy autentycznie czują poezję. Z moich doświadczeń wiem – a jestem profesorem Akademii Teatralnej – że młodzi ludzie przychodzą i często recytują poezję źle, w sposób nieprawdziwy i nieprzemyślany. Taki tekst nie jest w stanie człowieka poruszyć. Czyli trzeba też uczyć, jak mówić wiersz, by go zrozumieć.Jeżeli mówimy o klasyce, chociażby o Norwidzie, to należy wiedzieć, gdzie jest średniówka, jakie są akcenty, bo to jest melodia wiersza. Zawsze, kiedy pracuję nad klasyką, to liczę i rysuję te akcenty. To są jakby nuty, bez których trudno zachować melodię i rytm poezji.