Dawna scena kabaretowa nie była dosłowna. Rozmowa ze Zbigniewem Rajem

Dawna scena kabaretowa nie była dosłowna. Rozmowa ze Zbigniewem Rajem

Zbigniew Raj – wielki artysta krakowskiej Piwnicy pod Baranami, kompozytor muzyki filmowej i teatralnej był gościem Szczecińskiego Salonu Poezji. Artysta przywołał swoim recitalem klimat najlepszych lat tej najpopularniejszej w kraju kabaretowej sceny literackiej z początku lat 80. Rozmowa o piosence literackiej i kabarecie z tamtych lat ukazała się w Zamkowych Propozycjach Kulturalnych 2019 r.

Ze Zbigniewem Rajem rozmawia Mirosław Witkowski

Jak się panu występowało w Szczecinie na scenie zamkowej? Wprawdzie to nie Kraków, ale momentami można było poczuć klimat krakowskiej Piwnicy pod Baranami z okresu jej świetności.
– Mój występ z fortepianem i laptopem był swego rodzaju eksperymentem, który ku mojemu zadowoleniu, całkowicie się powiódł. Spotykał się z bardzo przychylnym przyjęciem ze strony publiczności. Warunki do występowania były komfortowe – bardzo dobra akustyka, wzorowe nagłośnienie i doskonały instrument. Jeśli wyczuwalny był klimat dawnej Piwnicy, to znaczy, że spełniły się moje oczekiwania co do odbioru programu jako całości.

Jak pan trafił do Piwnicy pod Baranami?
– Z własnej nieprzymuszonej woli jako kompozytor piosenki „Niedziela” do słów Grzegorza Tomczaka. Napisałem ją dla Ani Klimas-Ferster, po uprzedniej akceptacji utworu przez Piotra Skrzyneckiego, który w dość prozaiczny sposób namówił mnie do współpracy. Powiedział: „Przystąp pan do nas”. No, to przystąpiłem.

Piękne i pasujące do nastroju kabaretowego były pańskie anegdoty z występów na deskach Piwnicy. Jak to było z zadedykowaną przez Skrzyneckiego piosenką dla pań „Małpy w menażerii”?
– Z piosenką tą związana jest następująca historia. Pewnego razu występując w Piwnicy wyszedłem na scenę, jak często bywało, niemal w ostatniej chwili. Zapowiadający mnie Piotr Skrzynecki zapytał wprost ze sceny: Co zaśpiewasz? „Małpy w menażerii” – odparłem. Publiczność jakoś się dziwnie roześmiała. Pomyślałem, że to normalne, wszak to piosenka humorystyczna. Jednak po zejściu ze sceny spotkałem dwie znajome panie, które przywitały mnie dość chłodno następującymi słowami: „Podobało nam się, ale nie dziękujemy. Sukces towarzyski mamy zapewniony do końca wieczoru”. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się, jak to naprawdę wyglądało. Otóż przed moim pojawieniem się Piotr Skrzynecki zapowiedział tak: „Proszę państwa, a teraz specjalna dedykacja, dla naszych dwóch miłych pań, dla pani X i pani Y wystąpi Zbyszek Raj”. Wtedy to mnie zapytał, co zaśpiewam, a ja odpowiedziałem „Małpy w menażerii”, bo akurat ten utwór był przygotowałem, o czym Skrzynecki nie wiedział.

Czym się różniła dawna scena kabaretowa od dzisiejszego kabaretu? Piwnica pod Baranami była misterną w formie sceną literacką. Czy pańskim zdaniem dzisiejsze polskie kabarety nie odbiegają rażąco od poziomu Piwnicy pod Baranami?
– Na te pytania trudno mi odpowiedzieć, ponieważ nie śledzę uważnie współczesnych kabaretów. Mogę stwierdzić, najogólniej rzecz ujmując, że różnice istnieją w sposobie prezentacji i estetyce. Dawna scena kabaretowa nie była tak dosłowna, gdyż posługiwała się aluzją, dygresją i skojarzeniami, często zmuszającymi widza do refleksji. Jeśli mówimy o poziomie współczesnej sceny to trudno polemizować – dawna Piwnica była zupełnie inną formą sceniczną. Stanowiła rodzaj teatrzyku literacko-muzycznego, nawiązującego w swych początkach do podobnych scen w Paryżu z lat 50. i 60. Jednocześnie, co pragnę przewrotnie dodać, słowo kabaret ma bardzo szeroki zakres. Odnosi się nie tylko do prezentacji literackich czy satyrycznych, ale także programów gastronomicznych z udziałem iluzjonistów, do sztukmistrzów wszelkiej maści, żonglerów, połykaczy ognia, tancerek i wyuzdanej erotyki.

Lata 70. i 80. to był specyficzny czas. A czy teraz dobry jest moment na piosenkę literacką? Obecność młodzieży na pańskim recitalu wskazuje, że tak, lecz masowa popularność seriali i produkcji internetowej mówi, że podążamy w stronę innego, ostrego przekazu.
– Oczywiście, w tamtych latach panowała olbrzymia moda na kabarety typu literackiego. Niemal przy każdej uczelni istniał kabaret. Obecnie tzw. maratony kabaretowe odbywają się w dużych amfiteatrach i zawładnęły telewizją, stanowiąc formę rozrywki masowej. Jednak widoczna obecność w wielu miastach salonów poetyckich, które są odwiedzanym miejscem sztuki elitarnej, budzą olbrzymią nadzieję na przetrwanie i rozwój wspomnianego gatunku.

Pisał pan również muzykę do filmów, czasem bardzo poważnych. Jakie miejsce w pańskiej twórczości zajmuje piosenka, kabaret literacki, a jakie miejsce ma muzyka?
– Niezależnie od aktualnie uprawianego gatunku, staram się, by muzyka była napisana dobrze, niebanalnie i zgodnie z moimi stylistycznymi upodobaniami.
Nie wyróżniam specjalnie żadnej formy muzycznej. Uważam, że równie ważna jest dla mnie piosenka na głos z fortepianem, jak i rozbudowany utwór na wielką orkiestrę symfoniczną. Każdą nową kompozycję traktuję jako kolejną wspaniałą artystyczną przygodę.

Pod koniec lat 60. założył pan rewelacyjny zespół muzyczny Tropicale Thaiti Granda Banda, zespół nie tylko muzyczny, ale też humorystyczny. Teraz niewiele jest tak „luzackich” projektów artystycznych jak TTGB. Na czym polegał ten pomysł?
– Zespół powstał, jako studencki żart, a jego stylistyka ulegała powolnej ewolucji. W moim zamyśle, miała to być na początku wesoło brzmiąca grupa z nietypowym instrumentarium, uprawiająca piosenki w stylu happy jazz (to wpływ moich dużych związków z muzyką jazzową ). Z czasem oprócz piosenek do oryginalnie humorystycznych tekstów, zacząłem tworzyć również rozmaite żarty i parodie muzyczne, składające się z fragmentów piosenek estradowych i muzyki popularnej. Do tego doszło dość niekonwencjonalne zachowanie się zespołu na estradzie i zupełnie absurdalne kostiumy sceniczne. Co było pewną kpiną z ówcześnie panującej estradowej sztampy. Wszystko to razem stanowiło formę kabaretu muzycznego, jakim był niewątpliwie zespół Tropicale Thaitii Granda Banda.

Fot. Zbigniew Załuski

Zbigniew Raj jest autorem scenariuszy programów telewizyjnych i estradowych. Skomponował około dwustu piosenek kabaretowych i estradowych. Napisał muzykę do wielu filmów fabularnych (np. „Dziewczęta z Nowolipek”, „Rajska Jabłoń”, „Wirus”, „Męskie sprawy”). Jest laureatem nagrody „Złote Lwy” na festiwalu w Gdyni w 1985 r. za muzykę do filmu „W starym dworku, czyli niepodległość trójkątów”, na podstawie Witkacego. Artysta jest członkiem Polskiej Akademii Filmowej.