Wesołkowie na dworach książąt pomorskich

wróć do poprzedniej strony

Społeczność nadwornych wesołków była barwna i różnorodna. Mieścili się zarówno błaźni – prostacy, jak Claus Narr; dowcipni, pełni zabawnych konceptów, jak Brusquet (1510–1568) błazen czterech królów Francji, czy Angeli (zm. 1640) związany z dworem Ludwika XIII, ale też tacy których jedyną ambicją było „napchać głodny brzuch”. Bywali książęta trzymający przy sobie „ograniczonych, zidiociałych, melancholijnych ludzi i prawdziwych durni” dostarczających im rozrywki i służących jako wesołkowie. Zdarzali się także błaźni uczeni (gelehrten Narren); w tej kategorii są tak przedziwne postacie, jak Jakob Paul Gundling (1673–1731), uczony pełniący funkcję błazna na dworze króla Prus Fryderyka Wilhelma I. W krajach niemieckich trafiali się profesorowie uniwersytetów dorabiający na dworach rolą błazna i władcy uzasadniający powód nieutrzymywania dworskich wesołków tym, że przecież mają profesorów. Istniała też bliska kategorii uczonych–błaznów, kategoria błaznów–mędrców, morosofów, morosophi. Tradycja zalicza do niej Dyla Sowizdrzała (Till Eulenspiegl, XIV w.), Kunza von der Rosen (ok. 1470–1519), trefnisia cesarza Maksymiliana I, czy polskiego Stańczyka (ok. 1480–ok. 1560). Nad wszystkimi podziałami górował wywodzący się ze średniowiecza podział na „błaznów naturalnych” (natürliche Narren), rekrutujących się często spośród osób chorych psychicznie, dotkniętych fizycznymi ułomnościami, i künstliche Narren, aktorów, komediantów, „artystów”, dla pieniędzy i zysku udających szaleństwo i głupotę. Bardziej fascynowali ci pierwsi, a gdy Paracelsus w pracy De generatione stultorum opisał szaleństwo (Narrheit) nie jako chorobę, ale jako mysterium, rozpoczął tym samym długą tradycję uznawania „przyrodzonych” błaznów za nieuczonych filozofów, philosophi naturales.

Błazen dworski działał w środowisku bardzo trudnym. M. Słowiński charakteryzował je następująco „Dwór to produkt cywilizacyjnych przemian (…). Siłą, która powołała dwór do życia, która go zorganizowała jest władza. To jej narkotyczna moc sprawia, że wnętrze dworu, na powierzchni najczęściej gładkie i uporządkowane, w środku pulsuje niespokojnym, nieczytelnym dla postronnego obserwatora tętnem. (…) Pałacowa uprzejmość i ogłada dobrze niekiedy skrywały bystre umysły i twarde charaktery. Charaktery, dla których nie istniały moralne granice, a które dla osiągnięcia zamierzonego celu przystawały na każde łotrostwo. (…). Błazen nie narodził się na dworze – on nań przybył. Przybył i pozostał, bowiem jego rola okazała się równie pożyteczna dla reżysera, jak i publiczności”.

W światku opartym na grze pozorów, kłamstwie, manipulacji pełnił trefniś rolę wentyla bezpieczeństwa, bowiem zadaniem dworskiego błazna było przekazywanie władcy nawet gorzkiej prawdy. Obowiązek ten, czy może przywilej, określano jako „wolność błazeńską” (Narrenfreiheit), bo tylko dworski facecjonista miał prawo powiedzieć głośno to, co wszyscy myślą, przekroczyć ograniczenia etykiety, czy po prostu oportunizmu i strachu. W profesji błazeńskiej dominowali mężczyźni, bywało, że pod błazeńską czapką skrywał się ich niebanalny rozum i ogromna przenikliwość.

Z punktu widzenia formalnego błazen należał do kategorii dworzan i wśród dworzan wymieniały go ordynacje dworskie.

Pierwszym pomorskim władcą, o którym wiadomo, że trzymał na dworze błazna był książę Warcisław V (ok. 1326 – 1390) zwany Pater noster. W otoczeniu Zofii (ok. 1434 – 1497) żył błazen, który wedle podań, uratował życie młodemu księciu Bogusławowi X (1454 – 1523). Zofia, uchodząca w pomorskiej tradycji ludowej za wyjątkowo złą matkę, zamierzała otruć swego najstarszego syna, wtedy błazen przestrzegł go, by nie jadł chleba przesłanego przez księżnę: Boguslaff friss es nicht! Gib’s lieber dem Hunde! Es ist unrein!, a pies, który chleb zjadł – zdechł. Trudno jednak uznać tę anegdotę za wiarygodną, czy choćby możliwą. Na dworze pierwszej żony Bogusława X, Małgorzaty Brandenburskiej (ok. 1450 – 1489), żyła karlica, która pełniła funkcję dworskiej błaźnicy (Hofnärrin). Wymienia ją dokument z 21 września 1477 r. wspomniana jest też w ordynku dworskim (Hofordnung) z 1487 r. Koleje jej życia nie są znane.

Funkcje błazeńskie na dworach Gryfitów pełniły także osoby niewywodzące się z nizin społecznych, z których zazwyczaj rekrutowali się błaźni i karły. Thomas Kantzow opisał historie siłacza N. Krakowa żyjącego w czasach Bogusława X  i żarłoka, którego miał w swej świcie Werner von Schulenburg (1460 – 1515). Ten typ „wesołka” istniał jeszcze na renesansowym dworze Jana Fryderyka (1569 – 1600). Wspomniane postacie mieszczą się w kręgu osób zabawiających władców i de facto wykonujących profesję błazeńską, nie pełniąc jednak „urzędowych” funkcji błaznów dworskich. Na przełomie XV i XVI wieku na Pomorzu nie tylko książęta zatrudniali błaznów, zdarzali się oni również na dworach wielmożów. O trefnisiu Schulenburga wiadomo, że za zgodą księcia zakpił z posła brandenburskiego używając języka polskiego.

Nieco więcej wiadomo o błaznach na dworach władców panujących w II połowie XVI i początkach XVII w. Według ordynku z 1575 r. wśród osobistej obsługi księcia Jana Fryderyka wymieniony jest Herzoch Moritz, „książę Maurycy”, którego można łączyć z karłem Jana Fryderyka, znanym z innych źródeł. W 1592 r. Jacob Moritz (Jacob Moritz Zwerg), stary karzeł, liczący prawie 70 lat, skierował do swego pana prośbę o wsparcie, motywując ją biedą, przypominał, iż obiecano mu 2 beczki piwa, 1 owcę, 1 połeć słoniny. Deputat karła był dość skromny, zważywszy, iż według rozporządzenia Jana Fryderyka z roku 1589 na przykład organista Samuel otrzymywał: 1 wołu, 3 owce, 2 świnie, 1 wispel żyta, 1 wispel jęczmienia i 12 beczek piwa. Z innych źródeł wiadomo, że książę Jan Fryderyk miał na swym dworze, oprócz karła, także karlicę i błazna. Władający księstwem wołogoskim książę Filip Juliusz (1584 – 1625) w świetle swego ordynku z roku 1613 utrzymywał dwór składający się z 254 osób, w tym karła (Hofzwerg) o imieniu Albrecht i błazna Martena (Hofnarr). J. C. C. Oelrichs wzmiankuje o jeszcze jednym pomorskim błaźnie, który nazywał się Hanns Ottchen. Śladem jego istnienia była drukowana mowa pośmiertna, sam jej jednak nie widział i zatem nie umiał powiedzieć, jakiemu księciu ów Ottchen służył.

Na podstawie zachowanych ordynków (Hofordnungen) nie jest łatwo stwierdzić, komu na pomorskich dworach wesołkowie podlegali, ani ustalić ich miejsce w hierarchii dworu. Niewiele jest też wzmianek o wynagrodzeniu, jakie otrzymywali za swe usługi, zaś szczątkowe przekazy źródłowe nie tworzą spójnego obrazu bytowania błaznów na dworze Gryfitów.

 

Literatura:

J. A. Kościelna, Z dziejów błaznów na Pomorzu: Błazen Hintze (zm. 1599), w: Przegląd Zachodniopomorski, 4/2016, s. 15-53.

Pierwszym pomorskim władcą, o którym wiadomo, że trzymał na dworze błazna był książę Warcisław V (ok. 1326 – 1390) zwany Pater noster. W otoczeniu Zofii (ok. 1434 – 1497) żył błazen, który wedle podań, uratował życie młodemu księciu Bogusławowi X (1454 – 1523). Zofia, uchodząca w pomorskiej tradycji ludowej za wyjątkowo złą matkę, zamierzała otruć swego najstarszego syna, wtedy błazen przestrzegł go, by nie jadł chleba przesłanego przez księżnę: Boguslaff friss es nicht! Gib’s lieber dem Hunde! Es ist unrein!, a pies, który chleb zjadł – zdechł. Trudno jednak uznać tę anegdotę za wiarygodną, czy choćby możliwą. Na dworze pierwszej żony Bogusława X, Małgorzaty Brandenburskiej (ok. 1450 – 1489), żyła karlica, która pełniła funkcję dworskiej błaźnicy (Hofnärrin). Wymienia ją dokument z 21 września 1477 r. wspomniana jest też w ordynku dworskim (Hofordnung) z 1487 r. Koleje jej życia nie są znane.

Funkcje błazeńskie na dworach Gryfitów pełniły także osoby niewywodzące się z nizin społecznych, z których zazwyczaj rekrutowali się błaźni i karły. Thomas Kantzow opisał historie siłacza N. Krakowa żyjącego w czasach Bogusława X  i żarłoka, którego miał w swej świcie Werner von Schulenburg (1460 – 1515). Ten typ „wesołka” istniał jeszcze na renesansowym dworze Jana Fryderyka (1569 – 1600). Wspomniane postacie mieszczą się w kręgu osób zabawiających władców i de facto wykonujących profesję błazeńską, nie pełniąc jednak „urzędowych” funkcji błaznów dworskich. Na przełomie XV i XVI wieku na Pomorzu nie tylko książęta zatrudniali błaznów, zdarzali się oni również na dworach wielmożów. O trefnisiu Schulenburga wiadomo, że za zgodą księcia zakpił z posła brandenburskiego używając języka polskiego.

Nieco więcej wiadomo o błaznach na dworach władców panujących w II połowie XVI i początkach XVII w. Według ordynku z 1575 r. wśród osobistej obsługi księcia Jana Fryderyka wymieniony jest Herzoch Moritz, „książę Maurycy”, którego można łączyć z karłem Jana Fryderyka, znanym z innych źródeł. W 1592 r. Jacob Moritz (Jacob Moritz Zwerg), stary karzeł, liczący prawie 70 lat, skierował do swego pana prośbę o wsparcie, motywując ją biedą, przypominał, iż obiecano mu 2 beczki piwa, 1 owcę, 1 połeć słoniny. Deputat karła był dość skromny, zważywszy, iż według rozporządzenia Jana Fryderyka z roku 1589 na przykład organista Samuel otrzymywał: 1 wołu, 3 owce, 2 świnie, 1 wispel żyta, 1 wispel jęczmienia i 12 beczek piwa. Z innych źródeł wiadomo, że książę Jan Fryderyk miał na swym dworze, oprócz karła, także karlicę i błazna. Władający księstwem wołogoskim książę Filip Juliusz (1584 – 1625) w świetle swego ordynku z roku 1613 utrzymywał dwór składający się z 254 osób, w tym karła (Hofzwerg) o imieniu Albrecht i błazna Martena (Hofnarr). J. C. C. Oelrichs wzmiankuje o jeszcze jednym pomorskim błaźnie, który nazywał się Hanns Ottchen. Śladem jego istnienia była drukowana mowa pośmiertna, sam jej jednak nie widział i zatem nie umiał powiedzieć, jakiemu księciu ów Ottchen służył.

Na podstawie zachowanych ordynków (Hofordnungen) nie jest łatwo stwierdzić, komu na pomorskich dworach wesołkowie podlegali, ani ustalić ich miejsce w hierarchii dworu. Niewiele jest też wzmianek o wynagrodzeniu, jakie otrzymywali za swe usługi, zaś szczątkowe przekazy źródłowe nie tworzą spójnego obrazu bytowania błaznów na dworze Gryfitów.

 

Literatura:

J. A. Kościelna, Z dziejów błaznów na Pomorzu: Błazen Hintze (zm. 1599), w: Przegląd Zachodniopomorski, 4/2016, s. 15-53.